Forum www.wkobietachsila.fora.pl Strona Główna
Biorę przykład ze świętych...;-)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wkobietachsila.fora.pl Strona Główna -> Cuda i dziwy...
Autor Wiadomość
Agnieszka
Satyna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 1100
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Meadows of Heaven

PostWysłany: Nie 16:35, 04 Maj 2008    Temat postu: Biorę przykład ze świętych...;-)    

Maria Cieślanka — przyjaciółka dusz czyśćcowych

Urodziła się 25 maja 1855 r. w Siemiechowie w pow. tarnowskim. Rodzice jej Michał Cieśla i Tekla z Wąsików byli ludźmi zacnymi i pobożnymi, toteż postarali się, by na drugi dzień po przyjściu na świat otrzymała łaskę Chrztu św.

W drugim roku życia Maria straciła matkę. Jej ojciec ożenił się wkrótce powtórnie. Biedna sierotka nie mając co robić przy macosze, poszła do swojej cioci, która z miłością iście macierzyńską przygarnęła maleństwo do siebie. Ciotka uczyła ją czytać, pisać, a przede wszystkim znać i całym sercem kochać Boga! Biedowały obie, bo ciotka ubogą była. Do 15. roku życia pozostała przy zacnej ciotce, następnie rok służyła u p. Kulinowskiego w Gromniku. Gdy jej siostra cioteczna Wiktoria wyszła za mąż za Stanisława Gadka, osiadła przy niej i jej rodzinie, spędziła nieomal całe swoje życie w Faściszowej, wiosce należącej do parafii zakliczyńskiej.

Bóg od najmłodszych lat darzył tę wybraną duszę nadzwyczajnymi łaskami. Kiedy jeszcze jako maleńka dziewczynka pasała bydełko, jej duszyczka ulatywała myślą i sercem do Boga, zatapiając się w modlitwie. Gdy ujrzała orszak pogrzebowy, lub gdy ją doleciał smutny i poważny głos dzwonu bijącego zmarłemu ostatnie pożegnanie, ona pogrążała się w krainie wieczności, biegła myślą za umarłym gdzie on jest, co się z nim dzieje, pragnęła spieszyć mu z pomocą, modląc się gorąco za jego duszę.

Kiedy nieco podrosła, pragnęła pomóc ciotce obarczonej liczną rodziną. Chodziła na zarobek, a zapracowany grosz dzieliła na trzy części. Pierwsza szła na jej własne utrzymanie, drugą oddawała ciotce, a trzecią na Msze św. za dusze w czyśćcu cierpiące. Tak to Bóg przygotowywał od wczesnej młodości tę duszę na Apostołkę modlitwy za dusze w ogniu czyśćcowym zostające.

Z wielkich łask, jakie Bóg na Marię Cieślankę zlewał, zrobiła dobry użytek. Wszyscy ci, co osobiście stykali się z nią za życia, a z którymi miałem sposobność rozmawiać – oddają wielkie pochwały jej cnocie i pobożności. Była to przede wszystkim dusza anielskiej niewinności oraz dziwnej pokory. Do 25. roku życia – jak się zwierzyła S. X. Franciszkance, swojej przyjaciółce – pozostawała w zupełnej nieświadomości o rzeczach mogących obrazić świętą cnotę czystości. W swojej obecności nie pozwalała nikomu prowadzić rozmów lekkomyślnych, obrażających dobre obyczaje. Niewinność poświęciła Bogu, żyjąc do śmierci w panieństwie. Całe jej życie było ciche, ukryte w Bogu. Potulna, dobra, nikomu przykrości nie wyrządzała. Usposobienia żywego, gdy się uniosła, umiała zaraz opanować swe poruszenia. Toteż jej szwagier, obarczony dziesięciorgiem dzieci mógł zeznać, że ani jemu, ani żadnemu dziecku „nigdy żadnej krzywdy, ani nawet złego słowa nie powiedziała”. A później ileż to upokorzeń, obmów, podejrzeń, złego obchodzenia się musiała wycierpieć z powodu swoich „objawień” o duszach czyśćcowych!

Wielu ogłosiło ją za uwodzicielkę, oszustkę, kłamczynię itd. Wszystkie te upokorzenia nie tylko cierpliwie, ale z pogodnym humorem znosiła, ofiarując je Bogu za grzeszników a szczególnie za dusze w czyśćcu cierpiące.

Niewinność i pokora to dwie cnoty, które schylają do nas Serce Boże, otwierają nam skarbiec łask Pana. Dusza pokorna i niewinna, tj. oderwana od grzechu, uciech świata i miłości własnej – nie idzie, ale leci po drodze doskonałości chrześcijańskiej.

Maria Cieślanka była osobą gruntownej i nadzwyczajnej pobożności. Fałszywą pobożnością – tak zwaną dewocją – brzydziła się całą duszą. Pobożność pojmowała jako sumienne wypełnienie swoich obowiązków z czystej miłości ku Bogu, oddając się Jemu bez podziału, bez zastrzeżenia. Praca i modlitwa stanowiły jej życie. Choć była „drobna”, tj. nie silnego zdrowia, nikomu się w pracy prześcignąć nie dała. Nigdy też nie opuściła pracy pilnej lub obowiązków pod pozorem modlitwy lub kościoła. Natomiast gdy nie było pilnej pracy spieszyła do kościoła o 4 kilometry oddalonego na Mszę św., spowiadała się co tydzień, ile możności łączyła się z Panem Jezusem codziennie w Komunii św. Jej umartwienie było naprawdę wielkie – w braniu pokarmów bardzo wstrzemięźliwa, „nawet za dziecko nie zjadła” świadczy jeden z domowników.

Posty kościelne zachowywała może nazbyt surowo, jeśli się uwzględni ciężką pracę na roli. Nosiła włosiennicę, czuwania i modlitwy u stóp Najświętszego Sakramentu przeciągała często do późna w noc. Nic też dziwnego, że takim umartwieniem poskromiła zupełnie swe ciało i jego popędy. Jak się zwierzyła swojej przyjaciółce X. Franciszkance: „nie wiedziała co to jest zniecierpliwić się albo gniewać na kogo”.

Odznaczała się dziecięcym nabożeństwem do Najświętszej Maryi Panny i do Najświętszego Sakramentu. W izbie, w której się modliła i sypiała nad łóżkiem wisiało dużo obrazów, Pana Jezusa, Matki Najświętszej, które gustownie zdobiła w sztuczne lub świeże kwiaty. W młodszych latach, gdy jej siły dopisywały, chętnie odprawiała dalekie pielgrzymki – szczególnie do Kalwarii Zebrzydowskiej i do Tuchowa, by uczcić Najświętszą Maryję Pannę.

W domu, choć nie była gospodynią, życiem religijnym kierowała sama. Modlitwy odbywały się zawsze wspólnie – a ona im przewodniczyła.

Ze słuchania słowa Bożego, czytania książek duchownych, a szczególnie z kontemplacji, którym to darem cieszyła się przez wiele lat, nabyła wielkiego światła w rzeczach duchownych.
Chętnie też radziły się jej w sprawach duszy osoby wykształcone i z prostego ludu. Jej kuzynka tak zaś się wyraziła: „Ciotka, gdy jej się w czym poradzę – odpowiada zupełnie tak, jak ksiądz”. Umysł, miała niepospolity, jasny, przenikliwy, usposobienie ludzi przychodzących do niej po radę, odgadywała w lot. W słowach ostrożna zwierzała się tylko osobom wypróbowanej cnoty, które potrafiły zjednać sobie jej zaufanie.

Cicha i pokorna służebnica Boża stała się głośną z powodu swych „objawień” o duszach czyśćcowych. Do Kościoła św. należy jedynie wydać sąd o tych ekstazach zmarłej śp. Marii Cieślanki. Tutaj dla całości obrazu jej życia podamy kilka szczegółów z jej objawień o duszach czyśćcowych. Jak już wspomnieliśmy, Maria Cieślanka miała szczególne nabożeństwo do dusz czyśćcowych... To nabożeństwo rosło z każdym rokiem. – Trudno na razie ustalić rok w którym zaczęła miewać swoje „objawienia”. W każdym razie od 40. roku jej życia powtarzały się one regularnie co tydzień, nieraz dwa razy na tydzień... Oto początek tych „objawień”. W 25. roku życia (według innych w 40.) w maju, podczas wspólnego nabożeństwa do Matki Najświętszej, jakie wspólnie z rodziną odprawiała, stanął przed nią jej Anioł Stróż w postaci ślicznego młodzieńca i rzekł do niej: „Chodź za mną, zaprowadzę cię do czyśćca”. „Na słowo i widok anioła nie wiedziałam, co ze mną się dzieje; popadłam w dziwny stan, straciłam panowanie nad sobą”.
Obecni natychmiast to zauważyli. Marysia stała się sztywną, martwą – zaczęli ją cucić, myśląc że zemdlała lub umiera. Stan ten trwał długie godziny. „Gdy ujrzałam Anioła i usłyszałam jego słowa – opowiadała później – w jednej chwili ujrzałam czyściec. Anioł mi pokazywał różne miejsca, dusze, męki, jakie cierpiały, oraz przyczynę tychże mąk. Pierwsza dusza jaką ujrzałam, była dusza mojej matki. Tknięta współczuciem i zgrozą z powodu jej cierpień rzekłam: Aniele Boży, za co moja matka tak bardzo cierpi? «Za grzechy przekleństwa» – odpowiedział Anioł”. Kiedy przyszła do siebie, czuła się bardzo osłabiona grozą strasznych cierpień i mąk dusz czyśćcowych. Z drugiej strony dręczyły ją niepokoje, czy nie stała się igraszką ułudy szatańskiej. Ten stan niepokoju i udręczenia trwał dość długo. Widzenia z jednej strony rozbudzały w niej bojaźń grzechu oraz gorące pragnienie ratowania dusz czyśćcowych modlitwą, ofiarami na Mszę św., postem i pokutą, z drugiej strony napawały ją obawą, że diabeł tak ją dręczy. Nie mogąc znieść dłużej tych wewnętrznych udręczeń, udała się do Tuchowa, prosząc Matkę Najświętszą o światło i pomoc. Następnie otworzyła swe serce na św. spowiedzi o. Jedkowi redemptoryście, sławnemu misjonarzowi i wytrawnemu spowiednikowi. Ten wysłuchawszy jej spowiedzi i zbadawszy gruntownie szczegóły objawień oraz jej ducha – zupełnie ją uspokoił. Zapewnił, że nie jest to sprawa szatańska ale Boża. – Ma oddać się zupełnie i całkowicie Bogu – a z objawień powinna korzystać, aby siebie i innych zachęcać do bojaźni grzechu – oraz do nabożeństwa za dusze w czyśćcu cierpiące.

Objawienia i zachwyty zaczynały nabierać coraz to większego rozgłosu w okolicy. A kiedy pewnego roku była na Kalwarii Zebrzydowskiej i tam miała owe nadzwyczajne stany – wieść o nich rozeszła się prawie w całej zachodniej Małopolsce. Odtąd w wigilie świąt Matki Boskiej i w soboty schodziły się do Faściszowej gdzie mieszkała tłumy ludzi z okolicy i hen aż od Krakowa, z Podwiśla, z gór od Sącza i od Pilzna; jednych ciągnęła prosta ciekawość, innych złośliwość lub zawiść – ogólnie miłość ku swoim drogim zmarłym, aby się dowiedzieć od Marysi o losie ich w drugim życiu – gdzie są, jakie męki cierpią, a szczególnie co mają zrobić, aby im pomóc. Przebieg zwyczajny jej wizji czy zachwyceń był następujący: wieczorem po pracy klękała przy małym stoliku do modlitwy – po kwadransie traciła przytomność, sztywniała; wówczas kładziono ją na łóżku. Trwało to od pół godziny do dwóch godzin. Kto miał dobry słuch, nadstawiwszy ucha, mógł słyszeć rozmowę, jaką prowadziła z Aniołem. Gdy ją Anioł oprowadzał po miejscach najstraszniejszych mąk czyśćcowych, na jej twarzy malowała się zgroza i najwyższy przestrach, drżała na całym ciele i nieraz broniła się, wypraszała od tego widoku, a otaczający słyszeli: „nie pójdę tam, nie chcę widzieć tego!”. Gdy zaś Anioł oprowadzał ją po miejscach, gdzie dusze mało albo nic nie cierpiały – twarz jej pospolita nabierała dziwnego uroku, była pogodnie uśmiechnięta, niewysłowienie szczęśliwa. Tymczasem ludzie tłumnie wypełniali izbę, tłoczyli się przy oknach, stali na podwórzu i obejściu, czekając nowin o swoich najdroższych z zaświatów. – Przyszedłszy do siebie zachęcała obecnych do nabożeństwa za dusze czyśćcowe, odpowiadała na pytanie gdzie znajdują się ich dusze, jakie męki cierpią, jakie modlitwy lub pokuty trzeba za ich wybawienie odprawiać.

Niekiedy same dusze czyśćcowe przychodziły do niej, prosząc ją o modlitwy. O zjawieniu się dusz mówiła: „To straszna rzecz widzieć ducha – człowiek, który nie ma łaski od Boga do tego – zanadto by się przeraził – owszem, nie zniósł by widoku tych dusz”.

Widzeniem Anioła Stróża często się cieszyła. „Ile razy przychodziła do rozmównicy, pisze matka X, a ja ją zapytywałam o jaką duszę, ona najpierw się głęboko upokarzała przede mną, że jest niegodna żadnej łaski od Pana Boga, a ja słuchając jej słów byłam wzruszona i czułam mimo woli jakąś niewytłumaczoną cześć dla tej przez Boga wybranej duszy. Byłam raz świadkiem, gdy z Marysią rozmawiałam w rozmównicy o duszach, jej zachwytu. Nagle przybrała majestatyczną postawę, głowę jednym prędkim zwrotem obróciła, oczy utkwiła w jeden punkt – oblicze nagle przybrało dziwny, nadziemski wyraz. Uczyniło to na mnie wielkie wrażenie, pewien przestrach zmieszany z radością napełnił mą duszę... Po chwili, gdy zachwyt ustał, pytałam ją: «co za przyczyna tej nagłej zmiany, czy co widziała?». «Ujrzałam mojego kochanego Anioła Stróża» – odrzekła”.

Zachwyty i objawienia Marii Cieślanki narobiły wiele hałasu. Musiały się więc nimi zająć władze. Władze świeckie wysłały policję, by zbadała zajścia. Żandarm, chcąc się przekonać, czy zachwyty nie są oszukaństwem, wbijał jej szpilki za paznokcie lecz ekstatyczka zupełnie na to nie reagowała. Natomiast po przebudzeniu czuła dotkliwy ból w poranionych palcach. Zawezwano ją również przed sąd. Ale rozmowa sędziów z Cieślanką tak na nich podziałała, że władze świeckie dały jej zupełny spokój. Badała również „objawienia i zachwyty Marii” komisja duchowna, na czele której stanął śp. ks. kanonik Maciejowski, dziekan tuchowski, ale nic w tej sprawie nie wykryła zdrożnego lub choćby nagany godnego. Na ogół duchowieństwo zachowywało wielką rezerwę – niektórzy księża, obawiając się nadużyć, byli zdecydowanymi przeciwnikami tych objawień – otwarcie je ganili, wiernym zakazując udawać się do Marii o radę w sprawie swoich zmarłych. Ks. proboszcz Ligaszewski, jej spowiednik polecił jej zachować objawienia w tajemnicy i z nikim o nich nie mówić. Posłuchała. Również Kuria biskupia zakazała jej udzielania rad i wskazówek wiernym w sprawie dusz czyśćcowych. Zastosowała się chętnie i ściśle do zakazu swego Arcypasterza.

Raz była na kazaniu, w którym kaznodzieja ostro gromił łatwowierność ludu: „Czemu tam do niej chodzicie? To oszustka! Kłamczyni!”. Wysłuchawszy spokojnie nauki wróciła do klasztoru SS. Franciszkanek, którym się zwierzyła z wrażeń, jakie na kazaniu odczuła. „Co też ten kochany ksiądz X dzisiaj na mnie na kazaniu nie mówił! Że ja oszustka, uwodzicielka, kłamczyni! – nie słuchajcie jej – nie chodźcie do niej! Ależ dobrze, dobrze, będę miała przynajmniej spokój”.

Po pewnym czasie ks. biskup cofnął swój zakaz, dając zupełną swobodę Marii Cieślance co do jej objawień – mówiąc „nic w tym złego nie ma”. – Korzystała więc z tego pozwolenia, zachęcając dalej wiernych do nabożeństwa za dusze w czyśćcu cierpiące – udzielając objawień co do ich losu oraz jakiej pomocy potrzebują od swoich przyjaciół i krewnych.

Na dwa lata przed śmiercią przeniosła się do Zakliczyna i zamieszkała w małym domku niedaleko klasztoru SS. Franciszkanek, by móc codziennie słuchać Mszy św. i komunikować.

Uwolnij, Panie, dusze wszystkich wiernych zmarłych od wszelkich więzów grzechowych. A przy pomocy łaski Twojej niechaj unikną strasznego wyroku zatracenia. I niech zażywają szczęścia wiecznej światłości.

Tractus Mszy Requiem

W jednym objawieniu powiedział do niej Anioł, że przed śmiercią będzie musiała wiele cierpieć. I rzeczywiście, ostatni rok jej życia był rokiem prawdziwego męczeństwa. Rak zaczął toczyć jej piersi, na domiar złego kilka miesięcy przed zgonem złamała nogę. Człowiek, który ją składał, tak nieudolnie zabrał się do rzeczy, że bóle całą nogę pokrzywiły – stopa sięgała drugiego kolana, a górna część kości udowej zachodziła za żebra. Gdy zaś rak wżarł się w jej ciało i zaczął toczyć mięśnie i nerwy koło serca, bóle miała straszliwe, ustawiczne. Znosiła swoje męki z heroiczną cierpliwością i poddaniem się woli Bożej, ofiarując je za dusze w czyśćcu cierpiące i modląc się za nie ustawicznie. Do boleści ciała dołączyły się straszne męki duszy. Szatan zaczął ją dręczyć niepokojem, widokiem strasznych mąk czyśćcowych, jakie ją czekają. W tych hiobowych cierpieniach duszy i ciała mimo całej rezygnacji i poddania się woli Bożej wydobywały się nieraz westchnienia z jej zbolałych piersi. Pocieszał Pan Jezus swoją sługę. Spowiednik SS. Franciszkanek codziennie zanosił jej Komunię św. Na kilka dni przed śmiercią powiedział jej Anioł Stróż, że umrze w święto Wniebowstąpienia. I tak się też stało, zjednoczona z Bogiem, spokojnie i świątobliwie umarła w sam dzień Wniebowstąpienia Pana Jezusa 1923 roku. Ciało jej ubrano w białe szaty, głowę w białą zasłonę, na ramiona włożono szkaplerz tercjarski – trumnę wysłano kwiatami i kaliną. Pogrzeb miała wspaniały, bo tłumy ludu zbiegły się z bliskich i dalekich okolic na jej pogrzeb. Młodzieńcy zanieśli trumnę na swoich barkach na wieczny spoczynek.

Jej życie, postać i opowiadania, robiły ogólnie mówiąc, wielkie i dodatnie wrażenie na tych, co się z nią stykali. Gdy opowiadała o cierpieniach, ogniu, długości mąk czyśćcowych – słuchający drżeli ze zgrozy i wzruszenia przejmując się bojaźnią grzechu oraz pragnieniem ratowania dusz zmarłych.

Gdy zaś opowiadała o wspaniałości lub rozkoszach raju (rajem nazywała miejsce, gdzie dusze nie cierpią, ale jeszcze Boga nie oglądają – carcer honoratus) zapalali się obecni pragnieniem śmierci i rozkoszy nieba. „Gdy się tak słyszy, opowiadała s. Delfina Franciszkanka, która ją w ostatniej chorobie pielęgnowała, co Marysia mówi o przyszłym życiu, to chciałoby się zaraz umrzeć, aby to widzieć i cieszyć się z Panem Jezusem w niebie”. „I tak tym była przejęta – dodaje jej Siostra zakonna – że ta najmilsza Siostra nasza, krzyżem leżąc, prosiła Pana Jezusa – żeby ją zabrał do siebie”. Co się też stało. „Pewnego wieczoru, opowiada siostra Delfina, gdym Marii łóżko prześcielała, mówię jej: «Marysiu, kiedy mówisz, że w raju tak pięknie, to poproś Pana Jezusa, żebym umarła prędko i poszła do nieba». A Marysia na to: «wneciuchno (wnet) po mnie Siostra umrze!»”. W miesiąc po śmierci Cieślanki zachorowała ciężko s. Delfina i przeniosła się do lepszego życia w wieczności.

O śp. Marii Cieślance jej proboszcz i spowiednik ks. Ligaszewski tak się wyraża: „Była to dusza pobożna prawdziwie, i bogobojna i dla dusz czyśćcowych wielce oddana... Wzrostu była średniego, twarz jakby nieco spalona. Zapytana, co widzi i jak dusze wyglądają, odpowiadała: że dusze te jakby w ogniu cielesnym zostawały, czyli ciało było ogniste, że bardzo one cierpią”.

„U nas odszczególniło ją to, iż kiedy śp. Zdzisław Mikułowski, dawniejszy dziedzic Siemiechowa w dzień św. Marcina chory pojechał do Krakowa – i umarł w drodze – ona najpierw to powiedziała, iż go ks. Jezuita czy inny w drodze spowiadał – o tym nikt nie wiedział, dopiero po śmierci te okoliczności się odsłoniły. Zażywała ogólnie wielkiego szacunku – chociaż niektórzy w te objawienia nie wierzyli”. Ten szacunek i cześć dla śp. Marii Cieślanki nie zmniejszyły się po śmierci; owszem, bardzo się wzmogły. Jej pamięć żyje wśród ludu – wielu żywi ku niej szczególną jakąś miłość i przywiązanie. Opowiadano mi o jej kuzynce, w której domu przeżyła Marysia kilkadziesiąt lat – że z żalu i tęsknoty za nią po jej śmierci zachorowała i w trzy miesiące przeniosła się do wieczności.

I nic dziwnego, że żyje wśród ludu niezatarta pamięć o tej wielkiej przyjaciółce dusz zmarłych. Przecież to nasi najdrożsi, związani z nami węzłem krwi, przyjaźni, wiary, to nasi bracia w Chrystusie a kiedyś towarzysze chwały i szczęścia w niebie, a Maria Cieślanka ratowaniu ich poświęciła całe życie. Módlmy się więc gorąco za przykładem śp. Marii Cieślanki za dusze w czyśćcu cierpiące. Ofiarujmy za nie wszystkie zasługi naszych cierpień, pokut, modlitw, pamiętając na słowo Pana: „błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Módlmy się często a gorąco z Kościołem świętym: Wieczne odpoczywanie racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Ω

Artykuł jest fragmentem książki o. Franciszka Świątka CSsR, Świętość Kościoła w Polsce w okresie rozbiorowym i porozbiorowym, Kielce 1930.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Nadzieja
Satyna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gmina Bobowa

PostWysłany: Nie 18:14, 04 Maj 2008    Temat postu:    

strasznie dlugie.... teraz mozesz wklejać dalej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Agnieszka
Satyna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 1100
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Meadows of Heaven

PostWysłany: Nie 18:18, 04 Maj 2008    Temat postu:    

Nadzieja napisał:
strasznie dlugie.... teraz mozesz wklejać dalej


Długie ale warto przeczytać!! Twisted Evil
ok dzięki Ci !

8)

Święty Ojciec Pio

Ojciec Pio (25 maja 1887-23 września 1968), stygmatyk, beatyfikowany 2 maja 1999 r.,
był do końca swych dni przeciwnikiem reform soborowych, aggiornamento i zmiany liturgii.


Drugiego maja br. Ojciec Święty beatyfikował Ojca Pio, świętego mnicha, którego Bóg zesłał nam jako znak naszych czasów. I chociaż każdy chciałby, abyśmy dziś wierzyli w nowy Kościół „charyzmatyczny”, to jakoś nie znajdujemy w nim tych wspaniałych świętych, którzy żyli na przestrzeni historii Kościoła od czasów Zesłania Ducha Świętego. Ojciec Pio zdaje się wspaniale zamykać tę procesję świętych, będąc jedynym kapłanem, który nosił pełne stygmaty naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Dużo napisano o Ojcu Pio – zdaje się ponad 600 prac – a autorzy zawsze podkreślają nadzwyczajną stronę jego życia, nie tylko szczególne charyzmaty (odczytywanie dusz, uzdrawianie, wskrzeszanie, bilokację, ekstazy, unoszącą się woń, przepowiadanie itp.), ale także straszne cierpienia, których doznawał od wczesnego dzieciństwa, prześladowania ze strony ludzi Kościoła i współbraci, oraz jego dwa wielkie dzieła: otworzenie Domu Cierpienia i założenie grup modlitewnych.

Ojca Pio bardziej przedstawia się jako „świętego” raczej do podziwiania, niż do na śladowania, przez co tracimy z naszych oczu najważniejsze lekcje, które winniśmy wynieść z jego życia, i praktyczne konsekwencje, które moglibyśmy zastosować do nas samych. Możemy więc spróbować, choć niedoskonale, przypomnieć kilka z tych lekcji, mając nadzieję, iż będziemy w stanie z nich skorzystać, i że Ojciec Pio z wysokiego nieba sam nam dopomoże, tak jak to obiecał wszystkim tym, którzy chcieliby stać się jego „dziećmi duchowymi”.

U zarania swego życia całkowicie poświęconego Bogu i duszom, znajdujemy pobożną, biedną i liczną rodzinę, w której osobiste wyrzeczenia jej członków łagodzą trudy codziennego życia. Tu też znajdują potwierdzenie słów msgr. de Segur, który powiedział, że w rodzinach, gdzie brakuje ducha poświęcenia, powołania są najbardziej ryzykowne. Ochrzczonemu dzień po urodzeniu – co było łaską, za którą będzie dziękował przez całe swoje życie – Ojcu Pio nadano imię Francesco (Franciszek), co było zapowiedzią jego franciszkańskiego powołania, które odkrył przy okazji wizyty mnicha kapucyńskiego żebrz ącego o jedzenie dla klasztoru. Nawet wówczas jednak decyzja o wyborze powołania nie przyszła bez problemów: „Poczułem w sobie dwie przeciwstawne siły rozdzierające moje serce: świat pragnął mnie dla siebie, a Bóg powoływał mnie do nowego życia. Nie sposób opisać tego męczeństwa. Nawet samo wspomnienie walki, która się wówczas rozegrała, mrozi krew w moich żyłach...”.

Nie miał jeszcze 16 lat, gdy wstąpił do nowicjatu. Nad drzwiami klasztoru, jako powitanie, przeczytał napis: „Czyń pokutę lub giń”. Codzienna reguła życia zawierała wiele modlitwy, dość pracy i niewiele czytania, ograniczonego tylko do studiowania Reguły i Konstytucji zakonnych.

Brat Pio dał się poznać przez obfitość łez, które ronił każdego ranka podczas cichej modlitwy, która w domach kapucyńskich jest poświęcona rozważaniu Męki Pańskiej – łez tak obfitych, że koniecznym stało się rozkładanie ręcznika przed nim na podłodze. Podobnie jak w przypadku św. Franciszka, to właśnie wskutek pełnego miłości i współczującego rozważania Jezusa ukrzyżowanego otrzymał później łaskę doświadczenia bolesnych stygmatów na swoim ciele. Mimo to, jak wyznał swemu kierownikowi duchownemu, ojcu Agostino: „W porównaniu z tym, co cierpię na ciele, walki duchowe, które staczam, są dużo gorsze”.
Pokutowanie dla grzeszników: próby wewnętrzne

Wydaje się, iż Bóg pragnie, aby sprawiedliwi pokutowali w sposób szczególny za grzechy im współczesnych, czyli przez pokusy. W czasach, gdy psychoanaliza, w sprytny sposób znajdująca wytłumaczenie dla winy i grzechu, święciła sukcesy, Ojciec Pio – podobnie jak mała Teresa – miał przejść kryzys zwątpienia prawie nie do zniesienia, który dręczył go przez trzy długie lata. Po tej burzy przyszła noc, noc dla duszy, która trwała przez dziesięciolecia, którą tylko z rzadka rozświetlały błyski światła: „Żyję w nieustającej nocy... Każda rzecz stanowi mi przeszkodę i nie wiem, czy czynię dobrze, czy źle. Widzę, że nie jest to zniechęcenie, ale rujnują mnie wątpliwości czy to, co czynię, zadowala Boga, czy nie. Trwoga ta dopada mnie wszędzie: przy ołtarzu, w konfesjonale, dosłownie wszędzie!”.

Zamysłem jego mistycznych doświadczeń było, aby jego maksymy były później rozważane: „Miłość jest piękniejsza, gdy towarzyszy jej niepokój, gdyż dzięki temu staje się silniejsza”, albo: „Im bardziej ktoś kocha Boga, tym mniej to odczuwa!”.

Święta Teresa od Dziesiątka Jezus przeciwstawiła dumnemu racjonalizmowi jej doby skromną ścieżkę swego życia duchowego, ale też odpokutowała to strasznymi pokusami przeciwko wierze. Jej okrzyk „Będę wierzyć!” jest dobrze znany. Ojciec Pio także doświadczał gwałtownych i długotrwałych pokus przeciwko wierze, jak zaświadczają o tym jego listy do ojca Agostino: „Bluźnierstwa nieustająco przeszywają mój umysł, a nawet bardziej jeszcze fałszywe koncepcje, idee niedowierzania i niewiary. Czuję, że moja dusza jest przebita w każdym aspekcie mego życia – to mnie zabija... Moją wiarę podtrzymuje tylko ciągły wysiłek woli przeciwny każdemu rodzajowi ludzkiej perswazji. Moja wiara jest tylko owocem ciągłych wysiłków, których od siebie wymagam. A wszystko to, Ojcze, nie zdarza się parę razy na dzień, lecz trwa cały czas... Ojcze, jakże trudno jest wierzyć!”.

Jaka stąd lekcja dla nas? To, że na przykład nie powinniśmy być zaskoczeni, gdy sami do świadczymy podobnego rodzaju pokus.
Kierownik duchowy

Ojciec Pio przeszedł te straszne próby postępując zgodnie z tym, czego nauczył się w nowicjacie: wytrwałość w modlitwie, umartwienie zmysłów, niezachwiana wierność obowi ązkom stanu oraz, wreszcie, doskonałe posłuszeństwo swojemu kierownikowi duchowemu. Jego boleśnie przyjęte doświadczenie pozwoliło mu pociągnąć za sobą dusze poszukujące doskonałości i pozwoliło mu być wymagającym.

Duszom, którymi kierował, dał pięć zasad: cotygodniowa spowiedź, codzienna Komunia św. i czytania duchowne, rachunek sumienia każdego wieczora oraz cicha modlitwa dwa razy dziennie. Co się zaś tyczy odmawiania różańca, jest to tak oczywiste, że nawet o tym nie wspominamy... „Spowiedź to kąpiel dla duszy. Trzeba ją odbyć przynajmniej raz na tydzień. Nie chcę, aby dusze pozostawały bez spowiedzi więcej niż tydzień. Nawet czysty i niewykorzystywany pokój gromadzi kurz i gdy się wejdzie do niego po tygodniu to widać, że trzeba go znowu odkurzyć!”.

Tym, którzy określają siebie niegodnymi przyjęcia Komunii św., odpowiada: „Prawdą jest, że nie jesteśmy godni przyjęcia takiego daru. Jednakże przyjęcie Najświętszego Sakramentu w stanie grzechu śmiertelnego to jedno, a brak godności, to co innego. Wszyscy jesteśmy niegodni, ale to On nas zaprasza. To jest Jego pragnienie. Uniżmy się więc i przyjmijmy Go z sercem skruszonym i pełnym miłości”.

Innemu człowiekowi, który stwierdził, że codzienny rachunek sumienia jest rzeczą zbędną, gdyż jego sumienie zawsze wyraźnie mu ukazuje, czy dany postępek jest dobry, czy zły, odpowiedział: „To prawda. Ale każdy doświadczony kupiec nie ogranicza się tylko do śledzenia w ciągu dnia, czy na danej transakcji stracił, czy zarobił. Wieczorem podsumowuje swoje księgi, aby wiedzieć, co ma czynić dnia następnego. Wynika stąd, że rygorystyczny rachunek sumienia jest wręcz niezbędny: zwięzły ale jasny, każdego wieczora. Szkoda, którą przynosi duszy unikanie czytania świętych ksiąg, przyprawia mnie o dreszcze... Jakąż moc duchową mają te księgi, by doprowadzić do zmiany postępowania, i aby sprowadzić każdego miłośnika tego świata na drogę poszukiwania doskonałości”.

Gdy Ojcu Pio wprowadzono zakazy, nie spędzał wolnego czasu na czytaniu gazet – „ewangelii diabła” – ale na czytaniu książek nt. doktryny, historii i duchowości. Pomimo tego zwykł mawiać: „Szukają Boga w książkach, ale znajdują Go w modlitwie”.

Jego zalecenie cichej modlitwy było proste: „Jeśli nie możesz medytować, nie zaniedbuj swoich obowiązków. Jeżeli zaniedbania są liczne, nie trać odwagi; ćwicz się w cierpliwo ści, a jeszcze zyskasz. Określ z góry długość swojej medytacji, a nie opuszczaj swego miejsca przed końcem, nawet gdybyś miał być ukrzyżowany... Czemu się tak obawiasz, że nie możesz medytować tak, jak byś tego pragnął? Medytacja jest sposobem wznoszenia się do Boga, ale nie jest celem samym w sobie. Celem medytacji jest miłość Boga i bliźniego. Miłuj Boga z całej swojej duszy bez ograniczeń, a bliźniego swego jak siebie samego, a to już stanowi połowę twojej medytacji”.

To samo tyczy się uczestnictwa w świętej Ofierze Mszy, które bardziej polega na czynieniu aktów (skruchy, wiary, miłości...), niż na intelektualnych refleksjach i rozważaniach. Człowiekowi, który spytał, czy koniecznym jest podążanie za Mszą wg mszału, Ojciec Pio odpowiedział, że tylko kapłanowi potrzebny jest mszał. Według niego, najlepszym sposobem uczestnictwa w Świętej Ofierze jest zjednoczenie się z Bolesną Matką u stóp Krzyża, we współczuciu i miłości. Dopiero w raju, jak zapewnia swojego rozmówcę, dowiemy się o wszystkich pożytkach, które otrzymaliśmy w wyniku uczestnictwa we Mszy św.

Ojciec Pio, który był tak uprzejmy i przyjemny w kontaktach z ludźmi, mógł stać się surowy i nieugięty, gdy chwała Boża była zagrożona, szczególnie wewnątrz kościoła. „Rozgardiasz wśród wiernych mógł być natychmiast ukrócony przez Ojca, który w tym celu otwarcie rzucał spojrzenie na tego, kto nie zachowywał właściwej postawy modlitwy... Jeżeli ktoś stał, nawet z uwagi na brak miejsca w ławkach, Ojciec stanowczo nakazywał mu uklęknięcie, aby godnie uczestniczył w świętej Ofierze Mszy”.

Nawet rozkojarzony chłopiec na chórze mógł usłyszeć: „Drogie dziecko. Jeżeli chcesz iść do piekła, mój podpis ci niepotrzebny”. Powojenna moda spotkała się z tego samego rodzaju cenzurą: „Ojciec Pio, siedząc w otwartym konfesjonale, przez okrągły rok dbał o to, aby kobiety i dziewczęta, które się u niego spowiadały, nie przystępowały do spowiedzi w zbyt krótkich spódnicach. Czasem nawet przyprawiał o łzy taką, która po paru godzinach oczekiwania w kolejce została odesłana z powodu nieprzyzwoitego ubioru... Zdarzało się, że inni starali się pomóc. Gdzieś w rogu próbowali naprędce wydłużyć spódnicę albo pożyczyć swój płaszcz. Ostatecznie, czasami, Ojciec pozwalał upokorzonemu penitentowi przystąpić do spowiedzi”.

Pewnego dnia jego kierownik duchowy wyrzucał mu jego ostry sposób bycia. Odpowiedział: „Mogę cię posłuchać, ale wiedz, że to sam Jezus za każdym razem mówi mi, jak mam postępować z ludźmi”. Tak więc jego surowość była inspirowana z góry, dla chwały Boga i zbawienia dusz. „Kobiety, których ubiór cechuje próżność, nigdy nie przyobleką życia Jezusa Chrystusa. Co więcej, tracą one piękno swej duszy, gdy to bożyszcze wkroczy do ich serca”.

I niech nikt nie oskarża go o brak miłosierdzia: „Błagam was, abyście mnie nie krytykowali odwołując się do miłosierdzia, gdyż największym miłosierdziem jest ratowanie dusz znajdujących się w szponach szatana, aby wygrać je dla Chrystusa”.
Ojciec Pio a Novus Ordo Missae

Ojciec Pio był wzorem czci i poddania się swych duchownym i kościelnym przełożonym, szczególnie w okresie jego prześladowania. Mimo to nie mógł milczeć wobec wypaczeń zgubnych dla Kościoła. Jeszcze przed zakończeniem Soboru Watykańskiego II, w lutym 1965 r., pewien człowiek poinformował go, że wkrótce Ojciec Pio będzie miał odprawiać Mszę św. zgodnie z nowym rytem, ad experimentum, w języku narodowym, zgodnie z wytycznymi soborowej komisji liturgicznej mającymi na celu odpowiedzenie na potrzeby współczesnego człowieka. Natychmiast, zanim jeszcze ujrzał tekst nowego rytu Mszy, napisał do Pawła VI prośbę o dyspensę od tego liturgicznego eksperymentu oraz o umożliwienie mu kontynuowania odprawiania Mszy św. Piusa V. Gdy kardynał Bacci odwiedził go przywożąc odpowiednią zgodę, Ojciec Pio pozwolił sobie na wyrażenie skargi w obecności wysłannika papieskiego: „Na miłość Boską, szybko zakończcie ten Sobór!”.

W tym samym roku, podczas soborowej euforii zapowiadającej nową wiosnę Kościoła, zwierzył się jednemu ze swych synów duchownych: „W tych czasach ciemności, módlmy się. Czyńmy pokutę za naszego elekta”. Właśnie szczególnie za tego, który miał być pasterzem na tym padole, całe swoje życie złożył w ofierze za panującego papieża, którego fotografia znajdowała się wśród zaledwie kilku obrazków dekorujących jego celę.
Odnowa życia religijnego?

Wiele scen z jego życia jest bardzo znaczących, jak na przykład jego reakcja na aggiornamento zgromadzeń zakonnych przygotowane w następstwie Soboru Watykańskiego II (poniższy cytat pochodzi z książki mającej imprimatur).

W roku 1966 Ojciec Generał [Franciszkanów] przybył do Rzymu jeszcze przed specjalną Kapitułą na temat Konstytucji, prosząc Ojca Pio o modlitwę i błogosławieństwo. Spotkał się on z Ojcem Pio w klasztorze: „Ojcze, przybyłem polecić twoim modlitwom specjalną Kapitułę na temat nowych Konstytucji...” Ledwie usłyszał te słowa „specjalna Kapituła” i „nowe Konstytucje” z jego ust, Ojciec Pio uczynił gwałtowny gest i wykrzyknął „to nic innego jak destrukcyjny nonsens”. „Ależ Ojcze, mimo wszystko, trzeba wziąć pod uwagę młodsze pokolenie... młodzi ewoluują wraz z nowym stylem życia... są nowe potrzeby...”. „Jedyne rzeczy, których brakuje, to rozum i serce, to wszystko, zrozumienie i miłość”. Wówczas podszedł do swojej celi, obrócił się i wskazując palcem powiedział: „Nie wolno nam się wynaturzyć, nie wolno nam się wynaturzyć! Na Sądzie Bożym św. Franciszek nie pozna swoich synów!”.

Rok później to samo się powtórzyło w kwestii aggiornamento dla kapucynów:

Pewnego dnia, niektórzy (doradcy generała lub prowincjała zgromadzenia religijnego – przyp. red. Zawsze wierni) dyskutowali z Ojcem Generałem nad problemami Zgromadzenia, gdy Ojciec Pio, w szokujący sposób, wykrzyknął, rzucając odległe spojrzenie: „Po coście przybyli do Rzymu? Co knujecie? Czyż chcecie zmienić nawet Regułę św. Franciszka?”. Generał odpowiedział: „Ojcze, proponujemy zmiany, ponieważ młodzi nie chcą słyszeć o tonsurze, habicie i bosych stopach...”. „Wygnajcie ich! Wygnajcie ich! Cóż można o nich powiedzieć? Czy są to ci, którzy biorą za wzór św. Franciszka, przywdziewając habit i naśladując jego drogę życia, czy też to nie św. Franciszek daje im ten wielki dar?”.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Ojciec Pio był prawdziwym alter Christus, że jego osoba, ciało i dusza były doskonale upodobnione, jak to tylko możliwe, do Jezusa Chrystusa, jego zdecydowana odmowa wobec Novus Ordo i aggiornamento winna być dla nas dobrą lekcją. Warto też wspomnieć, że dobry Pan zapragnął wezwać Swego wiernego sługę krótko przed tym, jak zmiany zostały nieubłaganie narzucone Kościołowi i Zakonowi Kapucyńskiemu. Warto też dodać, że Katharina Tangari, jedna z najbardziej uprzywilejowanych córek duchowych Ojca Pio, tak wspaniale wspierała księży Bractwa Św. Piusa X z Ecône aż do swej śmierci, która nastąpiła rok po konsekracjach biskupich w 1988 r.
Ostatnia lekcja: Fatima

Ojciec Pio w jeszcze mniejszym stopniu poddawał się rozpowszechniającemu się społecznemu i politycznemu porządkowi, czy raczej nieporządkowi, nazywając go (w 1966 r.): „pomieszaniem idei i panowaniem łotrów”. Przepowiedział, że komunizm zapanuje „ku zaskoczeniu, bez jednego wystrzału... Stanie się to jednej nocy”.

To nie powinno nas dziwić, gdyż żądanie Matki Bożej Fatimskiej nie zostało wysłuchane. Ojciec Pio powiedział nawet msgr. Piccinelli, że czerwona flaga będzie przelatywać nad Watykanem, „ale to przeminie”. I tu ponownie jego konkluzja pasuje do słów Królowej Proroków: „Na koniec moje Niepokalane Serce zatriumfuje”. Znamy środki, za pomocą których Jej przepowiednia się spełni – dzięki mocy Bożej. Ale trzeba ją skłonić za pomocą dwóch wielkich narzędzi znajdujących się w rękach ludzi: modlitwy i pokuty. To jest właśnie lekcja, którą Matka Boża chciała nam przypomnieć na początku wieku: Bóg pragnie uratować świat poprzez nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi i nie istnieje problem materialny lub duchowy, narodowy lub międzynarodowy, którego nie można by rozwi ązać za pomocą Różańca św. i naszego poświęcenia.

To także jest lekcja, którą chciał nam pozostawić Ojciec Pio dzięki swemu przykładowi, a szczególnie poprzez „grupy modlitewne”, które założył na całym świecie. „Nigdy nie rozstawał się ze swym różańcem, jeden miał nawet pod poduszką. Podczas dnia odmawiał wiele dziesiątek różańca”. Na kilka godzin przed śmiercią, gdy zgromadzeni wokół niego pragnęli jeszcze usłyszeć parę słów, wszystko, co zdołał wypowiedzieć, brzmiało: „Miłujcie Błogosławioną Dziewicę i okażcie Jej swoją miłość. Zawsze odmawiajcie różaniec!”.

Niedawna beatyfikacja Czcigodnego Ojca Pio zapewne wzbudzi w wielu duszach zaciekawienie i podziw. Będzie to dla nas możliwość przypomnienia tym duszom kilku lekcji Ojca Pio, o ile rzeczywiście wiemy, jak samemu zastosować je w praktyce, z miłością dla Najświętszych Serc Jezusa i Maryi. Ω

Tłumaczenie na podstawie artykułu opublikowanego w „Listach do Przyjaciół św. Franciszka” wydawnictwa klasztoru Ojców Kapucynów św. Franciszka w Morgon (Francja), tradycyjnego zgromadzenia wspierającego dzieło arcybiskupa Marcela Lefebvre. „Angelus”, maj 1999.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Nadzieja
Satyna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gmina Bobowa

PostWysłany: Nie 18:26, 04 Maj 2008    Temat postu:    

uff przeszlam... ciekawe... Aga przepisujesz to ręcznie na komputer????

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Agnieszka
Satyna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 1100
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Meadows of Heaven

PostWysłany: Nie 18:27, 04 Maj 2008    Temat postu:    

Nadzieja napisał:
uff przeszlam... ciekawe... Aga przepisujesz to ręcznie na komputer????


nie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Nadzieja
Satyna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gmina Bobowa

PostWysłany: Nie 18:31, 04 Maj 2008    Temat postu:    

prosze dalej,, jesli masz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Agnieszka
Satyna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 1100
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Meadows of Heaven

PostWysłany: Nie 18:41, 04 Maj 2008    Temat postu:    

Św. Patryk

święto 17 marca

Żywot św. Patryka jest może najmniej znany, a jednocześnie wyjątkowo niezwykły. Trudno o cudowniejszą legendę niż dzieje tego Świętego. Św. Patryk zajmuje u Bollandystów1 bardzo wybitne miejsce.

Mając zaledwie lat dwanaście św. Patryk został schwytany przez rozbójników morskich i uprowadzony do Irlandii. Tam kazano mu paść trzody. Upłynęło lat sześć i w ciągu tego czasu lekkomyślny i leniwy Patryk zostaje ogarnięty duchem modlitwy, klęka na śniegu i wśród otaczających go zwierząt modli się gorliwie. Po latach sześciu tajemniczy głos mówi mu: „Wkrótce powrócisz do ojczyzny”. Ucieka, wiedziony tymże głosem trafia do nieznanego sobie portu, znajduje w nim odjeżdżający statek i otrzymuje miejsce na pokładzie.

Statek zatrzymuje się w nieznanej, bezludnej okolicy. Załoga wysiadłszy, idzie wśród głodu i zmęczenia szukać schronienia i pożywienia. Wszyscy oprócz Patryka są poganami. „Jesteś chrześcijaninem – mówi dowódca statku – więc nie daj nam ginąć marnie; jeśli Twój Bóg jest tak potężny, poproś Go, by nam na ratunek pośpieszył”. Patryk zaczyna pracę swego żywota. Modli się, zjawiają się zwierzęta, które zgłodniali żeglarze zabijają i spożywają.

Patryk powraca do krają, ale rozbójnicy morscy chwytają go po raz drugi. „Tym razem tylko dwa miesiące pozostaniesz w niewoli”, mówi mu głos wewnętrzny. Istotnie w dwa miesiące później został uwolniony. Po raz wtóry powraca do ojczyzny na łono rodziny; ale i tym razem nie dano mu pozostać w spokoju.

Pewnej nocy przez sen widzi przed sobą postać z księgą w ręku. Na księdze tej napis: „Głos Irlandii”.

I we śnie zdaje mu się, iż słyszy głos drwali z Focludum, którzy go błagają: „Młodzieńcze, powróć do nas i wskazuj nam drogi Pańskie!”.

Nazajutrz Patryk opowiedział widzenie swemu sąsiadowi, a ten mu rzekł: „Będziesz biskupem irlandzkim”.

W jakiś czas później Patryk pojechał wraz z rodziną do Armoryki. Tu barbarzyńcy zamordowali jego matkę i ojca. Patryka zostawili przy życiu jako niewolnika, który mógł się stać użytecznym. Został wzięty do niewoli, sprzedany; później znów Galowie, którzy zwyciężyli i pobili jego panów, wzięli go do siebie. Na koniec w Bordeaux wykupują go chrześcijanie, a on puka do wrót klasztoru św. Marcina w Tours. Trudno wyobrazić sobie ruchliwszy żywot, dziwniejszy zbieg okoliczności, różnorodniejsze nagromadzenie nadzwyczajnych wydarzeń. I oto Patryk tyle razy pojmany i wypuszczany z niewoli, sprzedawany i wykupywany, rzucany tu i tam na los szczęścia przez lat cztery, wiedzie żywot zakonny. A jednak głos wewnętrzny wskazywał mu nieustannie Irlandię jako miejsce jego powołania. Mówią, że słyszał głosy dzieci w łonie matek, wzywające go do Irlandii. Przepływa w końcu cieśninę i udaje się do irlandzkiego miasta Remair, by głosić tam Ewangelię. Ale tak dziwne były drogi, którymi Opatrzność prowadziła Patryka, że pomimo jego świętości, gorącego pragnienia, zapału, pomimo głosu wewnętrznego który nim kierował, nie powiodło mu się najzupełniej. Zachowywano się względem niego tak wrogo, że musiał powrócić do ojczyzny. Godzina jeszcze nie wybiła. Irlandia była niedostatecznie przygotowana. Wzywany i odpychany kolejno Patryk przebywa trzy lata w Galii pod kierunkiem św. German z Auxer; szuka następnie samotności na wyspie Lerins i tu w modlitwie prowadzi dalej rozpoczęte w pracy i w niewoli tajemnicze przygotowanie do swego powołania. Na koniec św. German posyła go do Rzymu, gdzie od papieża Celestyna otrzymuje apostolskie błogosławieństwo i przez Francję powraca znów do tej Irlandii, która dla niego była ziemią obiecaną. Biskup angielski Amaton daje mu święcenia biskupie i w towarzystwie Analiusza, Korminiusza oraz kilku innych, św. Patryk wyładowuje w Irlandii w 432 roku.

Chciano go zatrzymać w Kornwalii, gdzie się wsławił kilkoma cudami, ale Pan przemówił do niego w widzeniu i wezwał go do Irlandii.

Osiedliwszy się, udał się na zgromadzenie wojowników irlandzkich; tuż obok obradowali zebrani druidzi. Patryk uderza w środowisko religijne i patriotyczne i wobec uroczyście zebranych nieprzyjaciół zaczyna opowiadać wiarę świętą.

Od tej chwili cuda idą za cudami z szybkością, jakiej historia Świętych mało podaje przykładów. Król Dublinu, król Miuroru i siedmiu synów króla Kanuta przyjmują chrześcijaństwo. Ta wypędzająca dotąd bożych wysłańców Irlandia staje się wyspą Świętych. Bezpłodna Irlandia staje się nagle dla usiłowań misjonarza krainą najżyźniejszą.

Pierwszą mszę świętą na lądzie irlandzkim Patryk odprawił w stodole. W krainie, w której niegdyś jako niewolnik pasał trzody, pogardzony przez pogańskich, barbarzyńskich wodzów, dziś jako tryumfator święty Patryk idzie i zwycięża. Królowie, ludy i poeci, bo Irlandia była jedną z najstarszych kolebek poezji – idą ku niemu. Utrzymują, że święty Patryk spotkał sam Osjana. Bard irlandzki miał harfę wojenną zamienić na chrześcijańską, Homer irlandzki ugiął czoła swych starożytnych bohaterów – w pokłonie prawdziwemu Bogu. Poezja celtycka schroniła się do klasztorów powstających na ziemi dotkniętej stopą św. Patryka. Wówczas, zdaniem jednego z dawnych autorów, pieśni bardów stały się tak piękne, że aniołowie pochylali się z nieba, by je usłyszeć. Napady piratów gnębiły jednak Irlandię. Korotik, wódz klanu, prześladował wiernych Patryka.

Wówczas ten napisał doń list: „Ja, Patryk, nieoświecony grzesznik, który dla miłości Bożej między barbarzyńców się schronił, mianowany jednak biskupem irlandzkim piszę własnoręcznie te listy, by się dostały do rąk żołnierzy ciemięzcy.... Miłosierdzie Boże umiłowane przeze mnie nakazuje mi tak działać, by obronić tych nawet, którzy niegdyś wzięli mnie w niewolę i wymordowali sługi i służebnice mojego ojca”. Przepowiada, że panowanie jego nieprzyjaciół będzie mniej trwałe niż mgła i dym. „W obecności Boga i aniołów zapewniam, że przyszłość będzie taka, jak przepowiadam”.

W kilka miesięcy później Korotik dotknięty pomieszaniem zmysłów umiera w rozpaczy. Wrogowie Patryka umierali, jego przyjaciele zmartwychwstawali. Groby zdawały się być dziedziną pod jego władzą pozostającą. Śmierć i życie, jakby dwoje niewolników, posłuszne były jego skinieniom.

„Szatani, mówi pewien historyk XII wieku – podali sobie ręce i otoczyli zwartym kołem Irlandię, by do niej wzbronić wstępu Patrykowi. Ten podniósł prawą rękę, zrobił znak krzyża i przeszedł. Później obalił bałwana Słońca, któremu jak dawnemu Molochowi składano w ofierze dzieci”.

Co do przekazanego nam przez tradycję czyśćca św. Patryka, różne są zdania o jego autentyczności. Od VI do VII wieku łatwo iść jej śladem. Czas i przestrzeń nie osłabiły ani rozgłosu tej tajemnicy, ani wzruszeń, jakie budziła. Kalderon napisał dramat pod tytułem Czyściec świętego Patryka.

Mowa tu o obszernej, głębokiej grocie, w której św. Patryk odprawiał pokutę. Byli tacy, którzy szli za nim. Wielcy zbrodniarze spuszczali się przez rodzaj studni w te pokutnicze głębiny, ażeby tu na ziemi odbyć swój czyściec.

Pieczara znajdowała się na maleńkiej wysepce jeziora Dearg, w prowincji zachodniego Ulsteru.

Według tradycji Irlandczycy powiedzieli raz do Patryka:

„Obiecujesz nam na tamtym świecie wielkie radości, albo wielkie cierpienia, ale my nie widzieliśmy nigdy jednych ani drugich. Mówisz, ale my nie widzimy. Cóż znaczy słowo? Nie porzucimy naszej religii i naszych zwyczajów, jeśli na własne oczy nie ujrzymy tego, co nam obiecujesz”.

Patryk począł się modlić i wiedziony przez swego anioła trafił na ową straszliwą i sławną grotę, w której widział sam i innym pokazywał obrazy z tamtego świata, na tym tu padole odtworzone. Krytyka nie jest zdolna przeprowadzić linii ściśle rozgraniczającej prawdę od legendy w tej cudownej historii. Wedle tradycji – grota podzielona była na dwie części; z jednej strony ukazywali się aniołowie otoczeni nieopisaną wspaniałością i blaskiem, z drugiej – widziadła, bałwany i potwory czczone w Irlandii pogańskiej, w otoczeniu strachów i okropności, których trudno sobie wyobrazić.

Łasce św. Patryka przypisują siłę odpędzania wężów. Zdaje się, że jadowitych żmij nie ma zupełnie w Irlandii, a nieobecność ich przypisują szczególnemu darowi łaski, którą posiadł św. Patryk.

Św. Patryk i Osjan spotkali się tu na ziemi. Historia posiada pewne niezawodne dane, dotyczące ich życia. Są jednak szczegóły niepewne, które zacierają się we mgle wieków, jak zarysy przedmiotów kiedy mrok zapada. Kroniki przedstawiają św. Patryka z harfą w ręku. Harfa ta ma symbolicznie przekazać zażyłość Świętego z pieśniarzem irlandzkim.

Postać św. Patryka przypomina łódki odpływające od brzegu. Przez pewien czas oko śledzi je i widzi je wyraźnie, ale morze i niebo zlewają się na horyzoncie i wkrótce łódź zdaje się znikać w zlanym w jedną całość – morzu i niebie. Ω
Przypisy:

1. Żywoty Świętych i materiały do ich historii, wydawane od paruset lat przez stowarzyszenie Bollandystów.

Żywoty Świętych i materiały do ich historii, wydawane od paruset lat przez stowarzyszenie Bollandystów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Swallow
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 428
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:07, 04 Maj 2008    Temat postu:    

Agnieszko, jeżeli podajesz takie informacje, proszę, abys dopisywała źródło.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Erin
Wełna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Pon 7:18, 05 Maj 2008    Temat postu:    

Aga - za Św. Patryka masz u Irlandki pifko :)
Jeśli masz ochotę poczytać sobie o innych irlandzkich świętych, zapraszam na moje forum :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Agnieszka
Satyna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 1100
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Meadows of Heaven

PostWysłany: Pon 11:43, 05 Maj 2008    Temat postu:    

Erin napisał:
Aga - za Św. Patryka masz u Irlandki pifko :)
Jeśli masz ochotę poczytać sobie o innych irlandzkich świętych, zapraszam na moje forum :)


Piffka chętnie się napiję!!!
Twoje forum? ok chętnie poczytam ale daj namiar!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Nadzieja
Satyna



Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 1118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gmina Bobowa

PostWysłany: Czw 18:14, 29 Maj 2008    Temat postu:    

ale mialam zaległości do czytania, ciekawe to wszystko, Aga jak masz jeszcze to wrzucaj!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.wkobietachsila.fora.pl Strona Główna -> Cuda i dziwy... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach